Odwalutowanie kredytu nie zawsze opłacalne
Sprawa frankowych kredytów hipotecznych ciągle się rozwija biorąc pod uwagę wydarzenia ostatnich tygodni. Odnotowano 3 wyroki unieważniające bądź odwalutowujące kredyty indeksowane kursem franka szwajcarskiego (wszystkie trzy są nieprawomocne) oraz wspomniany we wcześniejszym artykule wyrok Sądu Najwyższego, w którym stwierdzono niedosłownie, że do końca nie wiadomo, ile klient jest winny bankowi. Nie są to duże osiągnięcia, ale bez wątpliwości te niewielkie sukcesy są początkiem większej zmiany i umniejszają znaczenie dwóch zeszłorocznych orzeczeń Sądu Najwyższego, którymi do tej pory mogli bronić się bankowcy. Zgodnie z pierwszym z nich, konsekwencją wyrzucania z umów kredytowych bezprawnych zapisów nie może być zmiana „natury kontraktu”, czyli np. odwalutowanie kredytu. Z kolei drugi z nich stanowi, że frankowicze nie mają prawa skarżyć się na spready, bo nieprawidłowe zapisy w umowach zostały uregulowane aktem prawnym wyższego rzędu, tzn. ustawą antyspredową.
Wbrew pozorom nie każdy klient, który wpadł w pułapkę kredytu frankowego, musi za wszelką cenę dążyć do odwalutowania umowy. Zakładając, że ktoś brał kredyt przy kursie franka powyżej 3 zł i korzystał z bardzo niskiej marży banku (w dodatku ostatnio z ujemnego oprocentowania), to pomimo wzrostu zadłużenia mógł skorzystać na tzw. dysparytecie stóp procentowych. W tej sytuacji przechodzenie na kredyt w PLN nie przyniosłoby dużego zysku.
Taki wniosek wysunęli klienci mec. Damiana Nartowskiego z krakowskiej kancelarii Harain Cieloch. Toczyli oni sprawę z Bankiem Pekao w związku z kredytem, który niegdysiejszy „Żubr” odziedziczył po dzielonym przed kilkoma laty na dwie części Banku BPH.
Klienci posiadają kredyt denominowany we franku - nie mylić z kredytem indeksowanym, na ich umowie jest kwota kredytu we frankach. Kredyt został udzielony w 2005 r. Pozwaliśmy bank o nadpłacone raty wskutek stosowania kursu jednostronnie ustalanego przez bank – począwszy od momentu udzielenia kredytu (czerwiec 2005 r.) do dnia wniesienia pozwu (maj 2015)
-wyjaśnia mec. Nartowski. Biorąc pod uwagę denomicancję kredytu we franku (w związku z tym jego „odfrankowienie” nie jest oczywiste, jak przy kredycie indeksowanym, gdzie franki pojawiają się tylko w klauzuli indeksacyjnej) kwota udzielonego kredytu była niska (około 70 000 CHF), a porażka mogłaby wygenerować koszty, które, zdaniem prawników, mogłyby przy krótkim czasie pozostałym do zakończenia umowy spowodować nieopłacalność toczenia sądowej rozprawy. W tej sytuacji klienci zdecydowali się zażądać tylko zwrotu spreadu wynoszącego około 8 500 zł za okres 10 lat. Ten spór był rozpatrywany przez sądy dwóch instancji, a jednym z kontrargumentów wysuniętym przez banki padły zdania o ustawie antyspreadowej, która miałaby anulować abuzywność klauzuli określającej swobodne kursy, po jakich klienci spłacali raty.
Przekonaliśmy zarówno sąd i instancji (Sąd Rejonowy dla Krakowa–Krowodrzy, i C 2535/15/K), jak i sąd odwoławczy rozpoznający apelację banku (Sąd Okręgowy w Krakowie, II Ca 981/16), że ustawa antyspreadowa nie może sanować niedozwolonych postanowień umownych. Podkreślaliśmy, że daje tylko dodatkowe uprawnienie, nie wykluczając jednocześnie możliwości dochodzenia praw w inny sposób, chociażby w drodze powództwa o zapłatę. Wskazywaliśmy, że z treści ustawy antyspreadowej nie można wywnioskować, że ma automatyczny skutek i „naprawia” klauzule abuzywne w kredytach z elementem walutowym
- podsumowuje prawnik reprezentujący klientów. Zdaniem sądu klauzula mówiąca o regułach ustalania kursu, po jakim klienci mają spłacać raty, jest abuzywna (tzn. nieprecyzyjna i godząca w interesy klientów). Klient otrzymał 8 500 zł i jest zadowolony, gdyż jest to równowartość zwrotu całego spreadu, a nie tylko jego części. Jedyne pytanie brzmi: dlaczego konieczne były aż dwie instancje w walce banku o coś tak oczywistego jak spread?