Tematu tzw. polisolokat, czyli ubezpieczeń z Ubezpieczeniowym Funduszem Kapitałowym (UFK) dotyczy najnowszy raport Rzecznika Finansowego i nie pozostawia złudzeń. Obecnie około 5 mln Polaków korzysta z produktu, który praktycznie nie daje żadnych szans na zarobek. Jedynie ubezpieczyciele i banki, którzy dzięki wysokim opłatom likwidacyjnym, które sięgały nawet 100 proc. oszczędzonych środków, a także prowizjom za sprzedaż, mogły odnieść zysk. Możemy przeczytać w raporcie Rzecznika Prasowego "Ubezpieczenia na życie z ubezpieczeniowym funduszem kapitałowym – część II":"Rzecznik Finansowy (…) postanowił nie rekomendować umów inwestycyjnych, występujących w obrocie pod nazwą ubezpieczeń na życie z ubezpieczeniowym funduszem kapitałowym, jako umów adresowanych do masowego odbiorcy, którym jest konsument"Czy jest szans na jakikolwiek zysk?"Musiałaby być niesamowita hossa, aby klient zarobił na tej inwestycji" - mówi Cezary Orłowski z Biura Rzecznika Finansowego. – "Mamy analizy funkcjonowania tych produktów opracowane na przypadkach osób zgłaszających się do nas, gdzie w większości końcowy wynik jest ujemny. Rzadko się zdarza, żeby wynik był na plusie. A inwestycja trwa zwykle 15 lat, więc nawet jeśli wyjdzie na plus, to po uwzględnieniu inflacji klient musi liczyć się ze stratą."Co jest powodem takich strat? Jest to efekt wysokich opłat w polisach z UFK. W celu zarobienia na tych produktach, Towarzystwa Ubezpieczeniowe stworzyły całą ich gamę: * opłaty za zarządzanie - choć najczęściej i tak za dobór funduszy odpowiada klient, który ponosi pełne ryzyko,
* opłaty aktywacyjne naliczane od każdej składki,
* opłaty operacyjne,
* opłaty za konwersję,
* opłaty za ryzyko,
* standardowe opłaty pobierane przez fundusze inwestycyjne
* opłata likwidacyjna.
"Haczyk" w postaci opłaty likwidacyjnejSystematyczność wpłat i długi okres oszczędzania wynoszący od 5 do nawet 30 lat, choć najczęściej wynosił on 15 lat, są dwiema najważniejszymi zasad polisolokat. W celu zmuszenia przez tak długi okres klienta do regularnych wpłat, wprowadzono opłatę likwidacyjną, która w niektórych umowach zmieniła się w świadczenie wykupu, ale sens pozostał ten sam. W pierwszych latach przy próbie wycofania środków z takiego produktu ubezpieczyciel miał prawo potrącić od 90 do 100 proc. zgromadzonych środków. Z czasem wysokość tej kary za wycofanie spadała, aby zbliżyć się do 0 proc. w ostatnim roku umowy.Zaplanowane oszustwoUbezpieczyciele zakładali, że większość klientów wycofa się przed końcem umowy. Wyszło to na jaw przy okazji jednego z procesów – analityk Skandii przyznał, że plan aktuarialny zakładał, że 70 proc. klientów zrezygnuje w ciągu 5 lat.